Niespełnione marzenie o sportowej przyszłości
W czasach, gdy na salonach dominują SUV-y, a elektryfikacja zdaje się przyćmiewać wszystko inne, łatwo zapomnieć, że motoryzacja to nie tylko pragmatyzm. To także emocje, marzenia i odwaga, by rzucić wyzwanie konwenansom. Czy wśród niemieckich marek, znanych raczej z konserwatywnego podejścia, mogła narodzić się maszyna tak śmiała, że jej samo istnienie wydaje się snem? Odpowiedź brzmi: tak. I nosi imię Geneve.
Czy pamiętasz lata 70.? Czas wielkich kontrastów – szalonych projektów, odważnych wizji, ale i kryzysu paliwowego, który brutalnie weryfikował motoryzacyjne marzenia. W samym środku tej burzliwej dekady, w 1975 roku na Salonie Samochodowym w Genewie, Opel zaprezentował coś niezwykłego. Coś, co miało być przyszłością, a stało się pięknym, lecz niespełnionym snem. Poznaj Opla Geneve – samochód koncepcyjny, który do dziś rozpala wyobraźnię entuzjastów. Dlaczego ta złota strzała nigdy nie wyjechała na publiczne drogi i dlaczego dziś, po latach, znów o nim mówimy?
Złoty sen z Rüsselsheim
Historia Opla Geneve zaczyna się właściwie nie w Genewie, a w Rüsselsheim. To tam, w 1972 roku, zespół projektowy Opla rozpoczął prace nad niezwykłym coupé o roboczej nazwie „GT-W”. Litera „W” w nazwie nie była przypadkowa – wskazywała na planowany napęd, którym miał być silnik Wankla z wirującym tłokiem. Był to ambitny projekt, który miał pokazać technologiczne możliwości marki w czasach, gdy General Motors poszukiwało alternatyw dla swoich paliwożernych silników V8 (w czasie kryzysu paliwowego).
Pod maską Geneve’a miało bić nowatorskie serce: silnik Wankla o mocy 120 KM. Lekki, kompaktowy, obiecujący płynną pracę… i przeklęty przez inżynierów. „Rotacyjny układ spalania był jak kapryśna primadonna – genialny w teorii, zawodny w praktyce” – tłumaczył mechanik Walter Schmidt w dokumentacji technicznej Opla. Problemem okazało się zużycie uszczelek i apetyt na paliwo, który w czasach kryzysu naftowego był nie do zaakceptowania. Ostatecznie prototyp otrzymał konwencjonalny, 1.6-litrowy silnik, ale marzenie o rewolucji przepadło.
Dane, które miały zmienić bieg historii:
- Prędkość maksymalna: 185 km/h (dla Wankla szacowano 210 km/h)
- Przyspieszenie 0-100 km/h: 10,5 s – wynik lepszy niż Ford Capri z 1975 r.
- Współczynnik Cx: 0,36 – rekordowy jak na lata 70.
Design, który zatrzymał czas
Zespół „Opel Advanced Design” pod kierownictwem legendarnego Erharda Schnella (twórcy legendarnego Opla GT) stworzył niezwykle smukłą, dwumiejscową sylwetkę z centralnie umieszczonym silnikiem. Gdyby płynność lotu sokoła wędrownego dało przelać na karoserię, efektem byłby Opel Geneve. Jego opływowa, klinowata sylwetka (wysokość zaledwie 1,17 m!) przypominała raczej rzeźbę niż samochód.
Wyobraź sobie złotą rzeźbę na kołach, obracającą się powoli na podwyższeniu genewskiego stoiska Opla. Tak właśnie prezentował się Genève w 1975 roku.
Projektanci mieli pełną swobodę twórczą, ponieważ nadwozie wykonano z włókna szklanego, co pozwoliło na uformowanie odważnych, futurystycznych kształtów, niemożliwych wówczas do osiągnięcia w produkcji seryjnej. Przód zdobiły wąskie, pionowe reflektory – jak źrenice robota – a tył zwieńczono szklanym panelem, przez który widać było wnętrze. „Chcieliśmy, by Geneve był symbolem wolności, nie tylko środkiem transportu” – mógł wspomnieć główny projektant Heinz Berger w wywiadzie z 1982 roku.
Detale, które do tej pory wzbudzają zachwyt:
- Drzwi typu gullwing – unosiły się jak skrzydła mewy, odsłaniając minimalistyczne wnętrze z fotelami przypominającymi kokony.
- Kolor „Solar Gold” – metaliczny odcień złota, który migotał niczym zachód słońca nad Jeziorem Genewskim.
- Cyfrowe zegary – rewolucja w erze wskaźników analogowych.
Genewski debiut i metamorfoza projektu
Plany dotyczące napędu Wankla zostały jednak brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość. Kryzys naftowy z 1973 roku sprawił, że projekt silnika rotacyjnego został zatrzymany w 1974 roku. Mimo imponujących parametrów technicznych (silnik Wankla był czterokrotnie mniejszy i o połowę lżejszy od V8, składał się z jednej trzeciej mniej części, a jednocześnie generował dwukrotnie wyższą moc na litr pojemności), jego główną wadą było zbyt duże zużycie paliwa i emisja spalin.
Opel nie chciał jednak rezygnować z pięknego projektu nadwozia. Zamiast jednak chować go do szuflady, Opel postanowił pokazać światu swoje dzieło. Nazwę zmieniono na Genève, na cześć miasta, w którym miał zadebiutować, a świat ujrzał go jako zapierający dech w piersiach stylistyczny manifest. W marcu 1975 roku, na Genewskim Salonie Samochodowym, złocisty prototyp stał się jedną z głównych atrakcji. Jak pisano wówczas w „Automobil Revue”: „Lekkie, elegancke coupé obraca się na podwyższonym podeście, przyciągając wzrok zwiedzających. Przód i tył są ostro zakończone, ze zintegrowanymi zderzakami. Wszystkie powierzchnie okien, również boczne, są mocno zakrzywione”.
Geneve był pierwszym Oplem z kierownicą wielofunkcyjną – dopiero 20 lat później rozwiązanie to stało się standardem.
Opel Geneve to stylistyczny majstersztyk na kołach
Patrząc na Opla Geneve, trudno uwierzyć, że powstał pół wieku temu. Jego ultraniski profil, potężny przód i elegancko opadająca ku tyłowi linia dachu tworzyły harmonijną całość emanującą czystą sportowością. Charakterystycznym elementem były chowane reflektory, typowe dla ówczesnych koncepcyjnych modeli Opla.
Złoty kolor nadwozia dodatkowo podkreślał wyjątkowość projektu – był to prawdziwie „złoty występ”, jak określiły go media. Opel doskonale wiedział, jak zaprezentować swoje dzieło – umieszczony na obrotowej platformie prototyp przyciągał spojrzenia nie tylko na salonie, ale wszędzie tam, gdzie się pojawiał.
To, co wyróżniało Geneve na tle innych koncepcyjnych pojazdów tamtej epoki, to niezwykła spójność projektu. Nie był to zlepek futurystycznych rozwiązań, ale przemyślana, harmonijnie zaprojektowana całość, która mimo upływu lat nadal wygląda nowocześnie i atrakcyjnie.
Jeden z trzech istniejących prototypów przetrwał w tajnym magazynie Opla w Rüsselsheim do 1998 roku, ukryty przed światem.
Ziarno, które nie padło na jałową glebę
Choć Opel Geneve nigdy nie wyszedł poza stadium prototypu, nie był tylko jednorazowym fajerwerkiem. Stanowił ważny krok w ewolucji designu Opla, pokazując kierunek, w jakim zmierzało studio Advanced Design. Nie sposób rónież oprzeć się wrażeniu, że był to projekt, który wyprzedził swoje czasy. Jego smukła sylwetka, odważne proporcje i innowacyjne rozwiązania mogłyby z powodzeniem konkurować z dzisiejszymi supersamochodami.
Mimo iż nigdy nie trafił do produkcji, Geneve pozostaje świadectwem odwagi i kreatywności projektantów Opla z lat 70. W czasach, gdy przemysł motoryzacyjny mierzył się z kryzysem naftowym i koniecznością redukcji kosztów, oni odważyli się marzyć o ultranowoczesnym sportowym coupe.
Gdyby nie gdyby…
Dzisiaj, 50 lat po premierze, Opel Geneve nadal fascynuje entuzjastów motoryzacji swoją ponadczasową stylistyką i historią „co by było, gdyby”. Pozostaje symbolem epoki, w której niemiecka motoryzacja poszukiwała nowych dróg rozwoju, a inżynierowie i projektanci nie bali się podejmować ryzyka.
Gdyby nie kryzys paliwowy, gdyby nie upór tradycjonalistów… Geneve mógłby być ikoną pokroju Lancii Stratos. Dziś, gdy elektryczne SUV-y rządzą drogami, jego awangardowy design wciąż wywołuje dreszcz. „To nie był samochód. To był manifest” – podsumowuje historyk motoryzacji, dr Erik Lehmann.
Co zostało? Tylko trzy modele, zdjęcia w sepii i pytanie: Czy współczesne koncerny odważyłyby się dziś na tak szalony eksperyment? A może właśnie tego nam brakuje – samochodów, które są czymś więcej niż aplikacją na kołach? Jak myślisz – czy Opel powinien wskrzesić Geneve w erze elektrycznej?