Zapomniana Perła Przyszłości od Gandiniego
Początek lat 90. to czas, gdy świat motoryzacji pulsował innowacją. Japońscy giganci technologii zaczęli coraz odważniej flirtować z europejską estetyką, a projektanci, którzy dotąd tworzyli odrębne światy, nagle odnajdywali wspólny język. To wtedy Nissan – marka kojarzona z niezawodnością, ale rzadziej z emocjami – przedstawił coś, co zupełnie nie pasowało do jego katalogu. Samochód, który wyglądał jak Ferrari, a brzmiał jak science fiction: Nissan AP-X. Czy to tylko zapomniany koncept z targów, czy może zaginiony ogniwo między Japonią a Włochami?
Narodziny niezwykłej idei
Pomysł na AP-X (Advanced Project-X) zrodził się w czasach, gdy Nissan szukał nowej tożsamości dla swoich sportowych modeli, być może nawet następcy legendarnego 300ZX. Zamiast jednak iść utartą ścieżką, postanowiono zaprosić do współpracy człowieka, którego nazwisko elektryzowało fanów motoryzacji – Marcello Gandiniego. Mistrz odpowiedzialny za ikony takie jak Lamborghini Miura czy Countach miał wnieść włoską finezję do japońskiej precyzji. Efekt? Samochód, który wyglądał całkowicie jak przybysz z innej dekady.
Stylizacja AP-X miała oddychać włoskim temperamentem, ale na japońskich zasadach. Efekt? Auto, które wyglądało, jakby urwało się z garażu Enzo Ferrari – nisko poprowadzona linia dachu, gładkie powierzchnie, zwężający się tył i niemal całkowicie płaskie podwozie – wszystko to służyło jednemu celowi: minimalizacji oporu powietrza. Wynik był zdumiewający, nawet jak na dzisiejsze standardy. Współczynnik oporu aerodynamicznego (Cd) wynosił zaledwie 0.20! To wartość, której pozazdrościłby niejeden współczesny hipersamochód. Linie Gandiniego były tu wyraźne – ostre przetłoczenia mieszały się z obłościami, a charakterystyczne, częściowo zakryte tylne nadkola dodawały autu futurystycznego sznytu, który projektant powtórzył lata później w innych swoich dziełach.
Mierzący 4,44 metra długości i 1,8 metra szerokości, AP-X zachowywał stosunkowo praktyczną wysokość 1,22 metra mimo swojego opływowego profilu. Zagłębiona konstrukcja okien, przypominająca wcześniejsze dzieło Gandiniego – Alfa Romeo Carabo, rozwiązywała problematyczne kwestie przepływu powietrza na krawędziach drzwi i okien. Wszystkie szyby były montowane na równi z ramami, a mały spojler u podstawy przedniej szyby zmniejszał turbulencje w tym tradycyjnie problematycznym obszarze aerodynamicznym.
Serce samochodu sportowego, umysł innowatora
Pod swoją smukłą karoserią AP-X skrywał to, co Nissan nazwał VQX – 3,0-litrowy silnik V6 DOHC z 24 zaworami i bezpośrednim wtryskiem paliwa, wykonany w dużej mierze z aluminium w celu zmniejszenia masy. Prawdziwe cudeńko! Ta jednostka napędowa miała solidną moc 250 KM bez doładowania i 294 Nm momentu obrotowego, częściowo dzięki tłokom pokrytym molibdenem – technologii, która później pojawiła się w produkcyjnym modelu 350Z.
Mimo sportowych osiągów, silnik zaprojektowano z myślą o wydajności, podobno oferując zużycie paliwa porównywalne z samochodami sportowymi z silnikiem 2,0 litra. Moc była przekazywana na tylne koła przez to, co wówczas było przełomową technologią – bezstopniową skrzynię biegów (CVT). Choć dziś skrzynie CVT są często krytykowane przez entuzjastów, w 1993 roku była to uznawana za innowacyjną inżynierię.
AP-X dzielił swój rozstaw osi wynoszący 2,57 metra z ówczesnym modelem 300ZX, co potwierdzało pogłoski, że został zbudowany na zmodyfikowanej platformie Z32. Zawierał zaawansowane technologie Nissana z tamtej epoki, w tym system kierowania tylnymi kołami Super-HICAS, aktywny mechanizm różnicowy o ograniczonym poślizgu, kontrolę trakcji, ABS oraz panele nadwozia z włókna węglowego. Podwozie, wykonane częściowo z kompozytów i lekkich stopów, miało zapewniać niską masę własną – prawdopodobnie poniżej 1200 kg. To w połączeniu z niskim środkiem ciężkości czyniło z AP-X maszynę nie tylko szybką, ale też znakomicie wyważoną.
Wymuskany styl wnętrza rodem z Tesli dekadę wcześniej
Największym zaskoczeniem dla publiczności Tokyo Motor Show 1993 nie była jednak sylwetka auta, lecz jego wnętrze. To tam Nissan postawił na futurystyczny design, który dziś można porównać do kokpitu Tesli Roadster pierwszej generacji… z tą różnicą, że AP-X zrobił to dekady wcześniej. Zamiast analogowych zegarów – cyfrowy wyświetlacz. Zamiast przełączników – dotykowe panele. A w miejscu tradycyjnego tunelu środkowego – elegancki mostek inspirowany lotnictwem.
Nissan AP-X i jego systemy bezpieczeństwa z przyszłości
Być może najbardziej niezwykłym aspektem AP-X był zestaw technologii bezpieczeństwa, które nie stały się powszechne w pojazdach produkcyjnych przez kolejne dekady. Prototyp wyposażono w czujniki podczerwieni do wykrywania pieszych w nocy, radary milimetrowe z przodu i z tyłu do monitorowania odległości między pojazdami, automatyczne zgłaszanie wypadków oraz system ostrzegania o nagłym hamowaniu.
Informacje z tych systemów były wyświetlane na zakrzywionym panelu nad zestawem wskaźników, pozwalając kierowcom monitorować alerty bez odrywania wzroku od drogi. Większość elementów sterujących umieszczono wokół zestawu wskaźników, dostępnych bez zdejmowania rąk z kierownicy – ergonomiczne podejście, które wyprzedziło nowoczesne układy sterowania na kierownicy.
AP-X zawierał nawet system wykrywania zmęczenia kierowcy i senności, który monitorował oczy kierowcy i emitował zarówno dźwiękowe, jak i specjalne zapachowe alerty uwalniane do kabiny, jeśli wykrył zmęczenie. Swoją drogą, ciekawe jak dobierano zapachy?! Co dla jednego kierowcy jest nieprzyjemne, dla drugiego może być na odwrót. Trzecie światło stopu wykorzystywało to, co Nissan nazwał technologią „hologramową”, projektując światło na środku tylnej szyby bez fizycznej oprawy oświetleniowej.
Targi, światła, zapomnienie
Nissan AP-X był jednym z hitów wystawy w Tokio. Zdjęcia obiegły światowe media, a entuzjaści przecierali oczy ze zdumienia. Ale jak to często bywa z prototypami – entuzjazm publiczności nie przełożył się na decyzję produkcyjną. AP-X pozostał jedynie pokazem siły – próbą pokazania, że Nissan potrafi nie tylko robić niezawodne Sunny czy Terrano, ale też sportowe dzieła sztuki.
Czy to była decyzja czysto ekonomiczna? A może zabrakło wiary w to, że klienci uwierzą w Ferrari z logiem Nissana? Dziś los oryginalnego prototypu jest nieznany, ale jego dziedzictwo żyje. Wiele zastosowanych w nim technologii bezpieczeństwa trafiło do samochodów produkcyjnych dopiero wiele lat później. Niewielki, 1:5 model koncepcyjny można podziwiać w galerii Nissana w Jokohamie, jako niemy świadek niezwykłej wizji.
Dotyk Ferrari, duch Skyline’a
Choć AP-X nigdy nie trafił do produkcji, jego duch nie zginął. Kilka lat później Nissan wypuścił 300ZX Z32 – również z V6, również z nowoczesnym wnętrzem i równie nieoczywistym stylem. Nie był to bezpośredni spadkobierca AP-X, ale bez wątpienia dzielił z nim DNA. Można więc powiedzieć, że AP-X był czymś w rodzaju duchowego pomostu – między futurystycznymi wizjami a rzeczywistością showroomów.
Warto też pamiętać, że AP-X wyprzedził czasy także pod względem podejścia do designu – dziś takie projekty jak Lexus LC czy Nissan Z Proto zdają się czerpać z tej samej filozofii łączenia sztuki z inżynierią.
Droga niewybrana czy ślepa uliczka?
Nissan AP-X to więcej niż tylko concept car. To wizja tego, co mogło być – a może nawet powinno być – kierunkiem dla japońskiej motoryzacji. Połączenie włoskiego kunsztu z japońskim wyrachowaniem, szybkości z subtelnością, emocji z precyzją. Był odważną próbą zdefiniowania na nowo sportowego samochodu na miarę XXI wieku – szybkiego, pięknego, zaawansowanego technologicznie, a jednocześnie świadomego swojego wpływu na otoczenie.
Dziś jeden z niewielu egzemplarzy AP-X można zobaczyć wyłącznie na archiwalnych zdjęciach lub w muzealnych katalogach. Ale jego idea wciąż żyje – w projektach, które odważnie wykraczają poza granice konwencji.
Czy dzisiejszy świat byłby gotowy na seryjnego AP-X? A może to właśnie dobrze, że pozostał tajemniczym snem o motoryzacyjnej utopii?